(1929-1933)
Heniek Singer należał do przyjaciół, o których Fira Mełamedzon-Salańska wypowiada się szczególnie ciepło. Duży, ciepły, wesoły i gadatliwy – taki jawi się w jej opowieści. Jego ojciec prowadził w Poznaniu firmę spedycyjną, Heniek mu pomagał. Wielokrotnie wpisywał się do szkolnego sztambucha Firy, używanego przez nią także w późniejszych latach. Prezentujemy tu część wpisów zrobionych przez jej koleżanki i kolegów, w tym kilka Singera.
W albumach Firy Heniek Singer jest widoczny tylko na jednym zdjęciu – zbiorowym, na którym sfotografowali się członkowie tworzonej w Poznaniu syjonistycznej organizacji Brit Hazohar. To fotografia wyjątkowa, bo przedstawia dużą grupę młodych poznańskich Żydów, także studentów Uniwersytetu Poznańskiego, wśród których obracała się Fira. Zdjęcie zostało zamieszczone w książce, a tu dołączamy materiały z uczelnianych archiwów dotyczące dwóch dziewcząt widocznych na tej fotografii – Heli Lukreckiej i Rutki Charłupskiej. A także garść wspomnień Firy o Heńku Singerze.
Singerowie prowadzili firmę spedycyjną przy pl. Sapieżyńskim*, z której usług korzystaliśmy. Przewozili nam do Poznania materiał na ubrania, który Tatuliński co jakiś czas kupował w Łodzi albo w Brzezinach. Było wiadomo, że numer 11 mają u nich na stałe Mełamedzonowie i wszystko, co przychodzi oznaczone tym numerem, trafia do Melpozu. Czasem obok bel wełny przyjeżdżały ich autami także inne rzeczy, na przykład moje sukienki uszyte przez krawcową w Łodzi, jakieś pakunki, skrzynki sardynek albo arbuzów, które tatuś kupował do domu. Arbuzy były w Poznaniu nieznane a do Łodzi sprowadzano je gdzieś z południa, może znad rumuńskiej granicy. Jeśli wracałam z Brzezin i miałam za ciężką walizkę, też nadawałem ją w łódzkim biurze Singerów na numer 11 w Poznaniu. Kiedyś mieliśmy zatarg z urzędem skarbowym, bo przez pomyłkę przywieźli nam do interesu prywatne towary przeznaczone dla nas a nie dla firmy, tylko nie zapisali tego w papierach.
W pewnym momencie miałam do Heniutka żal. Posiadaliśmy w domu książkę z opisami i streszczeniami wszystkich oper. Książka była tatusia. Kiedy miał iść do Teatru Wielkiego na nowe przedstawienie albo gdy słyszał w radiu jakąś arię czy transmisję koncertu z muzyką operową, zawsze do niej zaglądał. Lubił operę i nieraz po kilka razy chodził na to samo przedstawienie tylko dlatego, że w obsadzie znalazła się inna śpiewaczka czy śpiewak, albo dlatego że z zagranicy przyjechał ktoś znany. Heniutek zobaczył kiedyś u nas tę książkę. – Fira, pożycz mi ją, chcę przeczytać. Pożyczyłam mu, ale nie oddawał. – Heniek, gdzie jest książka? – pytałam. – A, leży gdzieś wśród moich książek, poszukam, poszukam. Aż tatuś też zaczął o nią wypytywać. – Tatuliński, książka jest gdzieś na półkach – skłamałam. Spotkałam Heńka i mówię mu, że muszę ja mieć, bo tatuś jej szuka. Zasępił się. – Fira, nie mogę jej znaleźć. Nie wiem, co się z nią stało. Byliśmy w towarzystwie. – Heniek pewnie potrzebował pieniędzy i sprzedał kilka książek, wśród nich także twoją – ktoś się roześmiał. Ale mnie nie było do żartów.
* Pl. Sapieżyński – obecnie pl. Wielkopolski.