(1930-1938)
Fira Mełamedzon spędziła w Brzezinach koło Łodzi pierwszych sześć lat życia w Polsce, tu uczyła się języka polskiego – wcześniej znała tylko rosyjski – tu miała też liczną, rozgałęzioną rodzinę i wielu znajomych, do których w późniejszych latach często przyjeżdżała. W jej albumach znajduje się około 200-300 fotografii przedstawiających Żydów brzezineckich i ich polskich przyjaciół. Zamieszczamy w tej części garść jej wspomnień z Brzezin – głównie o znajomych Polakach – oraz kilkadziesiąt fotografii przedstawiających tamtejszych Żydów – czy to w mieście, czy podczas wypoczynku w chętnie odwiedzanych latem wsiach Szymaniczki i Tworzyjanki.
Z Poznania dobrze podróżowało się do Brzezin. Wystarczyło wsiąść do poznańskiego pociągu i nadjechać do Łodzi, z Łodzi pojechać na Bałuty i przesiąść do autobusu do Brzezin. Dla mnie to było tyle co nic. Bo kiedy już docierałam i wysiadałam z autobusu, byłam szczęśliwa. Myślałam i czułam: – Znowu tu jestem, idę ulicą wyczuwając pod pantoflami każdy kamień kocich łbów, a każdy krok przybliża mnie do ukochanych mi ludzi. To małe miasteczko Brzeziny kochałam bardziej niż wielkie miasta i dziś wspominam je o wiele cieplej niż duże miasta. Wszyscy tu się znali, wiadomo było, do kogo należy każdy dom i kto w nim mieszka, znało się historie ludzi i rodzin. Ta wiedza, te znajomości spajały ludzi i ich losy.
Choć Brzeziny były małe, dużo domów stało przy ulicach – najczęściej dwupiętrowe kamienice z wysokim parterem. Przy nich biegły trotuary i bruk ułożony polnych kamieni – owe kocie łby. Sercem miasta był Rynek, przy którym – pamiętam – mieściły się dwie apteki, jedna należała do Polaka, druga do Żyda Abramowicza. Przy tej drugiej zaczynała się ulica św. Anny.
Mieliśmy w Brzezinach kochanego burmistrza, pana Niedźwiedzia. Kiedy poszłam do pierwszej klasy – szkoła była koedukacyjna – siedziałam w jednej ławce z jego najmłodszym synem, Wacławem. Był to chłopiec w moim wieku, może trochę starszy, bardzo się lubiliśmy. Po latach, gdy już jako dorosła panna przyjechałam któregoś razu z Poznania, natknęliśmy się na siebie podczas jakiegoś towarzyskiego spotkania. Dał mi wtedy na pamiątkę swoją fotografię z miłą dedykacją: „Najsympatyczniejszej z najsympatyczniejszych koleżanek. Firze – Wacław”.
Wacek miał dwóch starszych braci: Cezarego, blondyna, i Ryszarda, bruneta. Kiedy my byliśmy w pierwszej klasie, Ryszard był już w klasie siódmej, może ósmej i miał sympatię, koleżankę z klasy, która miała na imię Małgosia i była Żydówką. Po gimnazjum Ryszard wyjechał do Warszawy studiować prawo a Małgosia przeniosła się za nim. Ich sympatia trwała aż do jego powrotu do Brzezin, ale do małżeństwa nie doszło. Bo gdy wrócił jako adwokat i otworzył biuro adwokackie, zaczął dostawać groźby od Polaków, że nie będą korzystać z jego usług. Tak strasznie zmienili się polscy mieszkańcy Brzezin w ostatnich latach przed wojną, tak otruli się antysemityzmem. Kiedyś polsko-żydowskie związki aż tak bardzo im nie przeszkadzały, teraz posuwali się do ostrzeżeń, że go zbojkotują. Nie wiem, jak między nimi to się rozegrało, ale ostatecznie Ryszard musiał rozstać się z Małgosią.
Innymi blisko zaprzyjaźnionymi z nami Polakami byli Smulscy – Wacław i jego żona. Mamusia znała się z nimi jeszcze z czasów panieńskich. Kiedy przyjechaliśmy z Rosji, Wacław Smulski był kierownikiem Kasy Chorych i przyjaźń między nimi odżyła. Mamusia chodziła do nich do domu i akompaniowała na pianinie pani Smulskiej, ćwiczącej się w śpiewie. Smulscy byli tak bliskimi nam przyjaciółmi, że kiedy mamusia była akurat w Poznaniu – zanim się przeprowadziliśmy, jeździła pomagać Tatulińskiemu w interesie – a trzeba było zapłacić np. za szkołę, miałam prawo pójść do biura pana Smulskiego i poprosić o wpłacenie odpowiedniej kwoty. Kiedy mama wracała z Poznania, spłacała dług. O ile się nie mylę, pana Smulskiego wybrano w 1928 roku prezydentem Tomaszowa Mazowieckiego. Wyjechał, ale nadal mieliśmy kontakt z jego rodziną, nawet po wojnie. Został wtedy kierownikiem jakiejś kooperatywy w Łodzi, ale zakład spłonął i pan Smulski został posądzony przez komunistyczną władzę o sabotaż.
Latem jeździłam z krewnymi z Brzezin na parę dni wypoczynku na wieś. Brzeziniacy często zamiast wyjeżdżać na wakacje gdzieś na drugi koniec Polski, wybierali się niedaleko, do miejscowości Szymaniczki. Wynajmowało się pokój w jakiejś wieśniaczej chacie i spędzało tam tygodnie. Wieś leżała w środku lasu, na dużej polanie, powietrze było nadzwyczajne. Kobiety z dziećmi spędzały tam całe dnie a mężowie po pracy dojeżdżali z Brzezin do swoich rodzin i odpoczywali – zupełnie jak w Puszczykowie pod Poznaniem.
Zapisuję listę moich najbliższych krewnych w Brzezinach – niech zostanie po nich jakiś ślad. Moimi dziadkami ze strony mamy byli Frida i Chaim Ber Dymantowie. Mieli oni siedmioro dzieci:
1. Aarona, który zmarł w wieku 18 lat;
2. Izaaka, który pobrał się z Izą z Łodzi, mieli dzieci Różyczkę i Romka;
3. córkę, której imienia nie pamiętam, zmarła w wieku 16 lat;
4. Natana, który ożenił się z Polą z Łęczycy i zmarł w 1929 roku. Mieli synów Jerzyka urodzonego w 1923 roku i Kubę urodzonego w 1926;
5. Rachelę, moją mamę;
6. Maksa, który mieszkał w Rosji, wrócił stamtąd po rewolucji i umarł w 1924 na suchoty;
7. Leę (Lili), która wyszła za mąż za Jonasa Lewa, dzieci nie mieli.
Liczniejszą rodzinę miał brat mojego dziadka Meir Dymant, który ze swoją żoną (nie pamiętam, jak miała na imię, wiem tylko, że z domu była Tuszyńska), również mieszkał we własnej kamienicy w Brzezinach. Byłam z tą gałęzią rodziny Dymantów tak samo blisko, jak z moimi bezpośrednimi wujkami, ciociami i kuzynami. Meir z żoną mieli sześcioro dzieci:
1. Hermana, który ożenił się z Anną i miał dzieci: Natana, Bronię – wyszła potem za Adolfa Szerca i mieszkała w Warszawie – oraz Sonię;
2. Sarę, która wyszła za mąż za Zahara Mełamedzona, brata mojego tatusia, mieli trójkę dzieci: Ossiego, Zygmunta i Polę;
3. Feliksa, który ożenił się z Lotką; mieli córki: Ritę, która wyszła za mąż za Stasia Warhafta, oraz Lenkę, która wyszła za mąż za Lutka Klingbaila. Synka Lenki, dwulatka, zabili Niemcy, ale ona sama wojnę przeżyła i urodziła jeszcze jednego syna;
4. Arona, który ożenił się z Salą z domu Bercholtz; mieli dwóch synów;
5. Zeliga, którego żoną była Dunia; mieli syna Abrahama;
6. Reginę, której mąż nie pamiętam jak się nazywał; mieli córkę Celinę.