(1935)
Latem ’35 roku Fira Mełamedzon wyjeżdża ze swoją kuzynką Bronką Szerc oraz przyjaciółką mamy Anną-Anielą Reinową nad morze, do Orłowa. Anna wyciąga je do lokalu tanecznego i już pierwszego wieczoru poznają tam interesujących mężczyzn – Reinowa jakiegoś Szweda, marynarza, a Bronka i Fira trzech studentów uniwersytetu we Lwowie. W jednym z nich Fira z wzajemnością się zakochuje. Może to wakacyjny romans a może uczucie, które – gdyby się rozwinęło – miałoby szanse przetrwać? Opowieść o tych wydarzeniach w książce została skrócona, tu zamieszczamy ją w pełni. Fotografii z tamtych wakacji – z wyjątkiem jednej publikowanej w książce – nie ma.
Jest wczesna noc, po tańcach panowie postanawiają odprowadzić panie do pensjonatu, w którym się zatrzymały:
Nie pamiętałyśmy nazwy naszego pensjonatu, ale wiedziałyśmy, jak mamy do niego dojść. – Najpierw prosto główną ulicą – mówię. – My też. – Teraz trzeba pójść kawałek w prawo, przejść przecznicę i w lewo. – My też. – Dalej musimy trochę zejść w dół, kilka kroków, bo uliczka jest krótka. Oni znów: – My też tak idziemy. – Ale nasz pensjonat nie jest niski, ma wysoką podmurówkę i kilka stopni. – Nasz też. Myślałam, że żartują sobie naszym kosztem. Ale weszliśmy do środka i okazało się, że oni rzeczywiście tu mieszkają.
Aniela Reinowa była wesołą i nieprzeciętną kobietą, bardzo jeszcze ładną. Pan Rein był od żony niższy i dużo starszy, chyba też dość nudny, podczas gdy ona lubiła bawić się, tańczyć, żartować. Wyszła za niego dla pieniędzy. W przeddzień mojego i Bronki wyjazdu nad morze przypadkiem zaszła do mamusi, z którą się przyjaźniła i dowiedziała się o naszych wakacjach. – Jadę z wami! – zakrzyknęła. Chciała się na trochę uwolnić od męża a wyjazd z nami dawał jej dobry pretekst. Nad morzem robiła niezwykłe kawały! Co wieczór chodziłyśmy tańczyć. Podobała się mężczyznom, więc proponowali jej spotkania. Postanowiła z nich zakpić. – Dobrze, niech pan przyjdzie jutro do mojego pensjonatu – pewnego dnia zaczęła umawiać się z różnymi panami. – Niech pan się schowa w męskiej toalecie i zaczeka, a ja o jedenastej w nocy zawołam pana do swojego pokoju. Tylko proszę bardzo cicho się zachowywać. Przyszło trzech czy czterech mężczyzn i każdy, jak mu kazała, poszedł do męskiej toalety. Nie wiem, co tam robili, ale musieli być chyba zdezorientowani i skrępowani. A Aniela czekała na nich pod drzwiami. Kiedy jedenasta minęła i Aniela ich nie zawołała, zaczęli wychodzić. Jeden wyszedł, drugi wyszedł, trzeci wyszedł, a ona tylko na to czekała. Zaczęła się z nich śmiać, nie wstydziła się. Tak, Aniela miała humor!
Dwa dni po poznaniu lwowiaków Bronka popłynęła na wycieczkę morską ze swoim warszawskim przyjacielem, który dojechał w międzyczasie – dowiedziałam się wtedy, że mieli romans a ja i dla niej byłam przyzwoitką. Zostałam na parę dni sama z Władkiem Löwenherzem – jak się nazywał mój blondyn – synem lekarza ze Lwowa i studentem medycyny. Władek począwszy od pierwszego tanecznego wieczoru trzymał się blisko mnie. Przez kilka dni codziennie chodziliśmy się kąpać i opalać, popołudniami wybieraliśmy się na dalekie spacery. Siedzieliśmy w koszach na plaży, a Władek obejmował mnie i całował. Był piękny: wysoki, niebieskooki, o ładnej twarzy. Któregoś razu szliśmy ulicą, na której stały małe dzieci, braciszek i siostrzyczka. Ona może trzylatka, on pięcioletni. Gdy przechodziliśmy obok, chłopiec zaśpiewał: „Żyd i Żydówka idą na spacer”. – Przykro mi, że z powodu mojego żydostwa podejrzewają cię o bycie Żydem – powiedziałam. Byłam pewna, że jest chrześcijaninem. – Ale ja jestem Żydem – odpowiedział.
Byłam Władkiem coraz bardziej oczarowana i zadurzona w nim. On też zapewniał, że całkowicie pochłonęły go myśli o mnie. I o nim samym. Bo co będzie dalej? – Co będzie dalej z nami? – pytał. Zapewniałam go, że kompletnie nic. Wierzyłam w to. Uważałam, że chwile, które przeżywamy to epizod, który rozpłynie się w powietrzu. On twierdził, że tak nie jest. – Przecież to piękne, a ty mówisz, że to tylko epizod. – Tak, to epizod. Pojedziesz i zapomnisz o mnie – powtarzałam. Bo myślałam: „On wyjeżdża. Jest ze Lwowa. Ja z Poznania. Mogę się całować”.
Tymczasem koledzy Władka z coraz większym niepokojem obserwowali, jak staje się nieprzytomny z uczucia do mnie. I zatelefonowali do Lwowa, do jego narzeczonej. Z informacją, że jeśli nie chce go stracić ma natychmiast przyjechać i zabrać go do domu.
Bronka po paru dniach wróciła z rejsu. Z rana umówiłyśmy się z Władkiem, że po obiedzie pojedziemy we troje do znanej kawiarni w Zoppot, w której już bywaliśmy. Ale ani Władka, ani jego kolegów na obiedzie nie było. Po południu Bronka poszła na spotkanie ze swoim przyjacielem, a ja czekałam i czekałam. Wreszcie do pokoju zapukał Władek. Przyjechała jego towarzyszka, z którą od kilku lat tworzą parę – zaczął opowiadać. Ona jest z biednego domu i jak on studiuje medycynę. Utrzymują ją jego rodzice, którzy bardzo ją lubią. W przyszłości, według rodzinnych planów, mają się pobrać. Jeżeli teraz z nią zerwie, zrujnuje jej życie! – Nie mogę tego zrobić, dlatego przyszedłem się pożegnać. Narzeczona i koledzy czekają na stacji kolejowej. Jeszcze dzisiaj wracamy do Lwowa – mówił ze łzami w oczach.
Milczałam. Nie powiedziałam, że wzrasta we mnie uczucie do niego. Że zaczynam go kochać. Powtarzałam sobie, że mogłam unieszczęśliwić tę dziewczynę. Że ja rozstanie przeżyję, a ona nie. Tylko łzy same płynęły mi z oczu. Władek widocznie poczuł się zagrożony, bo złapał czapkę, nałożył ją głowę, powiedział: – A ty mówiłaś, że to tylko epizod – i uciekł.